Michał
Ada była moją pierwszą dziewczyną, a ja, o ile wiem, jej pierwszym chłopakiem. Byliśmy razem w najlepszej klasie najlepszego liceum w Lublinie.
Spędzaliśmy razem wiele czasu zarówno w szkole jak i poza nią, zapatrzeni, zauroczeni, odkrywający siebie nawzajem. Kiedy była ładna pogoda spacerowaliśmy Lubelskim Krakowskim Przedmieściem trzymając się za ręce, patrząc sobie w oczy i rozmawiając o setkach różnych rzeczy. Kiedy pogoda nie dopisywała bawiliśmy się lampami próżniowymi i polaryzatorami udostępnionymi jako pomoce dydaktyczne na korytarzu gmachu Starej Fizyki UMCS. Razem wgryzaliśmy się w informatykę. Pewnego dnia założyliśmy się o to, kto napisze w asemblerze mikroprocesora 6502 bardziej optymalny program stawiający punkt na ekranie komputera. Kto wygrał? Oboje. Jeden program był krótszy (mniej bajtów), a drugi szybszy (mniej cykli procesora)…
Zastanawiałem się, czy potrafię wskazać jakąkolwiek wadę Ady, albo sytuację, w której podejmowane przez nią decyzje nie były idealne. Nie potrafię.
Kiedy ją poznałem, Ada była przerażoną kaczuszką oglądającą się wciąż za siebie i wypatrującą, czy ktoś jej nie śledzi. Miałem przywilej obserwować jej przemianę we wspaniałą, pewną siebie kobietę. Myślę, że w dużym stopniu wzajemnie się ukształtowaliśmy. Ja w każdym razie bardzo wiele zawdzięczam Adzie z tego, jaki jestem teraz.